Delikatny dreszcz przechodzi po moim karku, jak myślę sobie o tym, że oto powstaje pierwszy wpis na tej stronie.

Powiesz mi (i zapewne słusznie), że przecież to ósmy tekst, który można tu czytać. Ja odpowiem: startować z pustym, to pewne obciążenie. Czytający chce mieć podstawę, podwaliny do tego, żeby zaglądać. Skoro gość (że ja) przelewa puste, w puste. Z pustego pustkę w pustkę… No wiesz o co mi chodzi. Daję ci szansę. Poznaj mnie i zostań, albo odejdź.

Gdyby czytane teraz słowa były jedynymi dostępnymi, trudno byłoby dokonać oceny. Także wszystkie te wcześniejsze wpisy, jak wspominałem we wczorajszym, mają swój cel. To swego rodzaju pomost. Niezbędny (w mojej opinii), żeby suchą stopą przejść ponad bagnem, które… Które jest dookoła (nie oszukujmy się). Szukając uszczypliwości  i dokładności: słowa te (specjalnie uskuteczniam Yoda talk) zapisałem wczoraj. I zaplanowałem publikację na 01.02.2025 o godzinie 00:01.

Umówmy się zatem, że wpisy sprzed pierwszego (dnia) lutego dwa tysiące dwudziestego piątego roku są swego rodzaju świadectwem istnienia. Przeszłością. Wszystko po tej dacie, nowym i teraźniejszym. Nadmienię jedynie, że sporo tekstów czeka na ujrzenie światła dziennego, choć ich zapis dokonał się już wcześniej… Zmieniamy się przecież każdego dnia.

Pierwotnie strona, na której publikowałem swoje przemyślenia nazywana była ściekiem. Prychnąłem sobie pod nosem na tę myśl. Podobała mi się koncepcja strumienia myśli, ale kiedy usłyszałem: „odwiedziłem twój ściek”, to dotarło do mnie, że tylko ja powinienem tak mówić o swoim pisaniu. Pozostawiam wolną interpretację i możliwość skomentowania słów czytanych (znów), a wdzięczność moja nie zazna granicy radości, jak będzie mi dane ich przeczytanie.

Który to już raz tworzę pierwszy wpis w nowym miejscu w sieci… Który to już raz planuję napisać #helloworld. Zawieszam się na dłuższą chwilę w tym przemyśleniu. Początkowa ekscytacja odeszła gdzieś na bok. Podniecenie z powodu stworzenia czegoś pięknego: również. Racjonalizuję cały czas, że przecież i tak bym pisał, że nawet jeśli gdzie indziej, że nawet bez czytających… I wiele lat tak właśnie było. Dwa lata temu otwarłem się z początkiem lutego na publikacje swoich fotografii. Ten rok to otwarcie się na publikacje swoich słów. Siła twórcza opiera się właśnie na dzieleniu.

Powiązania działań i myśli z rozwojem i ukierunkowaniem twórczym jednak zajmuje czas. To jakby dochodzenie do pewnej dojrzałości twórczej. Przekonanie, że warto się otworzyć. Musiałem się dowiedzieć najpierw jak to ma wyglądać i co ja tak naprawdę tworzę słowem. Olśnienie dotarło na przełomie roku. Dość niespodziewanie- przyznaję. Przecież nie wszystko muszę dokładnie kategoryzować. Prawda? Dlatego postanowiłem zrobić ten zdecydowany krok naprzód. Tym razem (o dziwo) nie stojąc nad przepaścią. Jest mi tu dobrze i używając znanego mi CMS naprawdę czuję się jak u siebie.

Cieszę się również, że i ty tutaj jesteś. Liczę, że nie raz się przeczytamy. Aha i dodam jeszcze w tym miejscu (bo przecież przed chwilą poczułeś dyskomfort), że przyjąłem zasadę niewielkoliterowania zaimków grzecznościowych skierowanych do potencjalnego (nazywanego wirtualnym) odbiorcy. To nie list, ani e-mail. Poza tym, zauważam ostatnio coraz częściej w czytanych tekstach odejście od pewnego rodzaju „starej zasady” pisania z wielkiej litery wszystkich zaimków osobowych i dzierżawczych odnoszących się do osób, do których się zwracamy. Dodam też, że potrafię w feminatywy i zastrzegam sobie prawo do rzucenia jednym, czy drugim (a może jedną, czy drugą). Mówiąc czytelnik, myślę jednak też o czytelniczce.

Postaram się zachować konsekwencję w tym postanowieniu i liczę, że Cię nie ubodłem zastosowanymi zabiegami. O i już się wyjebałem z rowerka… Cały ja.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *