Uśmiercanie ludzi żyjących można odbierać dwojako. Dla jednych to czysty absurd, a dla innych czysty rozsądek. I jeśli nie prowadzimy eksperymentu psychologicznego, to jesteśmy przestępcami w świetle prawa. W przeciwnym wypadku w świetle prawa uczuć.
Tak dobrze znane miejsce przerodziło się w oazę spokoju, która zawsze może ugościć dwie wędrujące dusze. Dotychczas to miejsce bez życia, bez nadziei i bez powodów do istnienia. Niemniej zmienia się wszystko, co akurat dziwić nie powinno. Etapy odchodzenia od zmysłów nie są moimi rozmyślaniami. Spodziewanie się niespodziewanego jest najlepszym przewodnikiem i choć płytkim, ogólnym, to jednak wypełnia wszystkie niezbędne punkty programowe. A przynajmniej wypełniało do ostatniego wydarzenia.
Po pierwsze: unosi na duchu. Czuję, że mam narzędzie do rozwiązania napotkanego problemu. Jestem bezpieczny.
Po drugie: łatwo je zapamiętać.
Po trzecie: jest na tyle ogólne, że przy powodzeniu łatwo je podłączyć pod sukces, a w przypadku porażki… Cóż, po prostu nie było podanej pełnej instrukcji.
Po czwarte: daje przestrzeń do rozwoju, aby jego interpretacja pozwalała aktualizować podpunkt trzeci.
Czy zmiana przestrzeni hotelu Urlich to zła zmiana? W żadnym wypadku. Tylko wiąże się to z wpuszczeniem tutaj… Kogoś.Dopuszczenie osoby oznacza, że może się tu pojawić… Ale nie musi. Czyli może być po staremu, a może niespodziewanie nakapać na podłogę. Ja? Ja zupełnie się poskładałem. Dechy, dno, koniec. Motto życia nie zadziałało? Nie, a gdzież tam. Błędnie zakładałem, że trup to śmierć. Trup, to trup i nie ma co się nad tym zastanawiać. Problem pojawia się kiedy przygotowania, które miały dać oparcie i był pomocne w trudnej chwili… Po prostu okazały się bezużyteczne. Bezsensowne i co gorsza: zupełnie nie działające z pokładaną nadzieją. No drugą sprawą jest wstający z martwych trup, który de facto przestaje nim być.
Cóż począć? Wydaje mi się, że podstaw funkcjonowania w sytuacji kryzysowej należy szukać w… Sobie. W reakcjach na otoczenie, w przemyśleniach. W relacjach, które w jakiś sposób utrzymują mózg nad powierzchnią wody. Im więcej pułapek sobie zastawię, w tym więcej nich wpadnę. Tutaj sytuacja była podobna. Byłem gotów na każdą ewentualność. Poza jedną. Że przejdę jak kot nad stosem poukładanych katalizatorów. Nie doszło do żadnej reakcji chemicznej, poza oczywiście tą, która mnie tu zesłała…
To kolejna porażka układu odpornościowego na świat. Co jeszcze można zrobić, żeby nie poczuć się podobnie? Z przykrością, na ten moment, jedynym lekarstwem jest: nie chorować. To przerażające. Chociaż nie wiem jeszcze czy bardziej przeraża mnie myśl o tym, że to ograniczenie wolności i prawa do… Popełniania błędów? Czy fakt, że nie ma rozwiązania mojej podatności? Bo w tym pierwszym, jeszcze mogę na chwilę przysiąść i się zastanowić. Jasne, można zachować szczególną ostrożność. Nie podawać serca na tacy. Ale… Jak jednak coś się przemknie? Jak teraz. To umrę? Jak teraz..?
A druga z kolei sprawa… Czy brak rozwiązania oznacza, że już zawsze jestem skazany na taki rozwój sytuacji? W moim plugawym życiu powodów złego samopoczucia, kiepskiej formy psychicznej miałem sporo. Jednak sytuacji stricte śmierć, bez śmierci… Dwa. Pierwsza mnie zawiodła do tej drugiej krainy. Druga… Druga się chyba połączyła z efektywnością pierwszej, przez co doznałem skrajnego ataku paniki. To coś nowego. Jak gasić głowę z paniki..? Bliskimi? A kto to taki? Kto może mi pomóc, skoro nie mogę poddawać się ekspozycji na czynniki zewnętrzne? Jak tego… Dokonać?
Bardzo chciałbym wiedzieć co zrobić, jak znów nadejdzie ten czas. Na szczęście mogę tutaj zostać jeszcze chwilę. Przemyśleć powiązania. Poczytać swoje stare zapiski. Mogę szukać dalej rozwiązania. A może nie dalej, a głębiej.
Dodaj komentarz