Odbieram wszystko. Teraz.
Kulminacja wydarzeń i przemyśleń wymaga wyjaśnień. Przelewów.
Życie miewa mało sensu, szczególnie kiedy myśli przybierają gigantyczne rozmiary i chcą mnie zabić. Nie daję się od wielu lat i prawdopodobnie dalej tak będzie. Szkoda, że w przypływach sens traci cały świat i zbudowane otoczenie. To budowanie, to trochę nadmierne słowo. Pobyt w pięknej gościnie u Jeffa zawsze działa. Tak, nadal piszę o tej dziurze. To jedyna stała w zmiennym otoczeniu. Chociaż i tutaj zaszło pełno zmian, wiem teraz już więcej.
Prawdopodobnie nie wywinę się ze szponów, które regularnie mnie ranią. Przyjmuję to jako kolejny bagaż. Mam często wrażenie, że przeżyłem już wszystko i moje istnienie jest przynajmniej zbędne. Jednak zasmucę was- nie odpierdolę się dzisiaj. W tym całym gównianym życiu zdarzają się chwile piękne, które ładują na kolejne parę lat. I tych chwil będę szukał, aż nie przestanę. Mam czarny pas w wielu aspektach życia. Najlepiej idzie mi zakopywanie się pod kamienie i znikanie dla wszystkich. Wtedy można spokojnie i po cichu przestać przeszkadzać.
Codzienność. Gonitwa i regularność. Jedzenie, picie, spanie. Dbanie o higienę ciała i umysłu. Czytanie, codziennie. Pisanie, codziennie. Znikanie i pojawianie się- codziennie.
Wynajem takiego pokoju i zostanie w nim do końca swoich dni. Tak wyglądać będzie już reszta mojego życia. Będę tym dziwakiem, który o stałej godzinie jest w jednym miejscu. Codziennie przychodzi zrobić dokładnie to samo. Prawie codziennie- kiedyś nie przyjdę. Czuję, że dotarłem do punktu, w którym nie muszę już niczego więcej. Tu w Urlichu zrozumiałem, że nie mam tego, co mnie lata temu wyratowało. Utraciłem coś, co nie wróci.
Urlich jest moim domem do odwołania. Jeff zatrudnił kogoś do kuchni. To nic dobrego, znów. Chociaż nie będzie gorzej, niż wtedy gdy sam właściciel gotował…
Dodaj komentarz