„Listy” to fikcja literacka (nie prywatna korespondencja). Trochę listów w życiu napisałem, a niektóre mi je (nawet) uratowały. Lubię tę formę.

02.02.2009

Zmęczone życiem wagony pamiętają młodość naszych dziadków, którzy podróżowali na tej trasie. Momentalny teleport, do czasu w którym jedziemy razem tym niebiesko- żółtym pociągiem daleko na zachód. Jesteś przepiękna, wdzięczna i nieco zdenerwowana. Zostałaś sama z zestawem problemów, a ja nie wiedzieć dlaczego, jadę w odwiedziny do Twojej babci. Siedzę tyłem, bo mnie nie mdli. Ciebie mdli. Nawet jak jedziesz przodem. To bez znaczenia. Moja bezużyteczność staje się użyteczna. Brniemy w to, chociaż czujemy że rozpadniemy się na milion kawałków, jak już dotrzemy do ściany. Nic to, prędkość stała. Kierunek i zwrot zgodny. Czekamy na katastrofę, ale droga… Droga jest piękna, podziwiamy widoki. Doświadczamy i cieszymy się z każdego przebytego centymetra.
Smród sfatygowanych wagonów i Twoje uwodzicielskie perfumy utrzymują mnie w nirwanie.

Rozmawiamy sobie o wszystkim. Mocno się zbliżyliśmy do siebie ostatnimi czasy… To jakiś rodzaj przypadku, czy nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Ja się zakochałem, a Tobie się sypie wieloletni związek. Mówią, że nieszczęścia chodzą parami? No, jasne: wyszarpnięte z mojego gardła. Topię się w Twoich oczach i słowach. Mój organizm rezonuje z każdym drganiem fal dźwiękowych wydanych przez Ciebie. Prawdopodobnie nie słucham, tylko czuję. Ty też czujesz. Mówisz o tym, cholera jednak trochę słucham.

Zastanawiam się jakim cudem znalazłem się w tej sytuacji. Dlaczego poruszamy się tym skansenem w kierunku bliżej mi nieznanym? Jasne, że nie żałuję. Spytałaś czy mogę pojechać. Czy mogę posłużyć ramieniem. Czy mogę być obok, bo to trudna rozmowa. Jak mógłbym odmówić, ja bezużyteczny? Powoli dociera do mnie, że będę oceniany. Przyjmę pewien ładunek emocjonalny Twojej rodziny. Pewnie będę w ich oczach powodem wizyty. Godnym pożałowania mordercą. Wszystko wyjaśnisz, ale pierwsze wrażenie będzie chybione. Przeszkadza mi to? Nie, doskonale zdaję sobie sprawę z tego. Jestem tam tylko dla podparcia Twojej smukłej dłoni. Do muśnięcia szklanej skóry. Pokiwania głową. Może przyjęcia złej emocji w pierwszym rzucie, czemu nie. Dlatego się urodziłem. Tak czuję.

Smak goldwasser zawsze będzie mi się kojarzył z Tobą. Nic cenniejszego nie miałem w ustach. To 23, czy 24 karaty? Pierwsze przedstawienie. „To mój kolega”- mówisz. Ja odpowiadam babci: dzień dobry, szalenie mi miło panią poznać. Pochylam głowę, jak przed Królową Elżbietą. Szacunek sto procent. Pani starsza nas przepuszcza przodem. Ty idziesz, ja nalegam aby Królowa poszła przede mną, sugerując że nie znam układu pokoi w domu. Znów się pochylam. Wspomagam słowa gestem wyciągniętej ręki. Chyba mnie polubiła. Przeszliśmy przez salon i wyszliśmy na ogród zimowy. Ty gdzieś się zagubiłaś na tej trasie. Ja zostałem skierowany do stołu, z jasnym obrusem i pięknie wyszywanymi serwetkami. Twoja babcia bez ogródek spytała: „jesteście razem?” Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że nie. Że pełnię tutaj rolę wsparcia, że mnie poprosiłaś, że nic z tych rzeczy, że… Urwała mi szybko myśli słowami: „wielka szkoda. Pijesz?” Poprosiłem o kawę, czarną, jeśli można. Wróciłaś. Babcia gdzieś zniknęła.

Dobiegają nas odgłosy kuchennej krzątaniny. Rozmawiamy. Musiałaś znów zaliczyć toaletę. A mnie wszystko się rozmywa i zaczyna dziwnie drżeć, falować. Pojawia się babcia z kawką i ciachem. Rozmawiacie o swoich sprawach. Mija sporo czasu. Czuję, że jesteście blisko. Z kolei ona czuje, że przyjechałaś z jakiegoś ważnego powodu. Ty nadal zestresowana omijasz i mówisz, że wszystko jest okej. W końcu padają słowa najważniejsze. Kawa na ławie. Mleko rozlane- dziękuję piję czarną- odpowiadam automatycznie. Babcia bez słów wstaje i znika w salonie. Łzy napływają Ci do oczu, a moje serce zaraz wyskoczy. Widzę jak jedna łezka dotyka Twojego policzka, a później ust. Spada na kwiecistą bluzeczkę. Zazdroszczę tej łzie, że jest tak blisko. Całuję Twój policzek, czuję słony smak. Złapałem nieco tej emocji. Przytulam. Nic nie mówię. Ty z kolei mówisz. Łamiącym się głosem. Dodajesz też, że musimy jechać. Że to błąd. Że co sobie myślałaś.

Pani Królowa weszła do pomieszczenia, nie widzisz jej wtulona w moje ramię. Ja widzę. Pewna siebie. Surowa. Z tacką dziwnie wyglądającego trunku, trzema kieliszkami i kopertą. Uśmiecha się do mnie. Daje nam chwilę. Przestaję głaskać Twoją głowę, a Ty na mnie patrzysz. Lekko rozmazana, najpiękniejsza. Odsłaniam Twoje włosy z niebieskich, mokrych oczu, przenoszę wzrok w stronę babci, wracam do Ciebie i się uśmiecham.

Kamień spadający z Twojego serca usłyszeli wszyscy mieszkańcy miasteczka. Huk i zapach ziołowego likieru z pływającymi kawałkami złota. Nawet dziś są jak prawdziwe. Ten pierwszy cholernie ostry- przyznaję. Drugi lepszy. Trzeci już całkiem znośny. Stres jakoś się oddalił. Temat zniknął. Płyn w butelce też. Czas upłynął. Zostaliśmy do wieczora… Babcia mówi, że jesteśmy dobrą parą. Odpadam od całości. Nie wracamy do tego dnia.

Zadanie wykonane. Pamiętam ciepło świecącą latarnię przed Twoją klatką, tego wieczora. Widzę przed oczami wyobraźni, jak stoi tam para. Rozmawiają. Jest jakoś tak, smutno. To światło ich delikatnie otula. Wiatr niesie liście, które ich omijają. O, a teraz się przytulają. Długo. Za długo… Wiesz, że biegam tam czasem z tysiącami innych osób? Przebiegamy koło uliczek, które razem przemierzaliśmy podczas rozmów. Wspominam je, żeby nie bolało tak bardzo. Żeby mózg uzupełniał lichą pamięć dopowiedzeniami pełnymi dobrych wspomnień. Udaje się to świetnie. Czy raczej: udawało, do czasu aż nie zobaczyłem nazwy miejscowości, w której byliśmy.

Teraz rozumiem, czym jest platoniczna miłość. Przeżyłem bardzo trudne emocje, o których wprost nie rozmawiamy. Mijamy się nieco, ale w końcu dotarło do nas gdzie nasze miejsce. Tańczymy pośród emocji, zaplatamy własne słowa, kochamy przestrzeń, którą tworzymy. List to jedyny sposób na pozostawienie notatki wspólnego przeżycia, które pozostawia ślad na zawsze.

Bo widzisz TT, to już minęło. Pozostała wdzięczność za obecność w odpowiednim momencie.

Odwiedziłem Cię tydzień temu. Dzień po wszystkim. Byłem roztrzęsiony, na lekach, na zakręcie. Rozpieprzony na miliony kawałków. Tak jak przewidzieliśmy. Nic nie mogę. Poza byciem. Jestem więc, do dyspozycji. Nie masz ochoty na rozmowę, wiem. Zostaję zatem tak długo, jak tylko mogę. Bez słów.

Odwiedziłem Cię dwa dni temu. Nadal nie rozmawiamy. Nie rozmawiasz już z nikim. Nie chcesz. Nie potrafisz. Jestem.

Odwiedziłem Cię dzisiaj. Już się nigdy nie odezwiesz.

Odwiedzę Cię jutro i pozostawię list. Pod bratkami, które tak bardzo lubiłaś. Które miałaś na bluzeczce.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *