„Listy” to fikcja literacka (nie prywatna korespondencja). Trochę listów w życiu napisałem, a niektóre mi je (nawet) uratowały. Lubię tę formę.

23.03.2005

Na wstępie muszę napisać, że ta ciemna piwnica nie jest najlepszym miejscem do życia. Z resztą… Na moim strychu nie jest lepiej. Zmieniając jednak temat: najważniejsze jest pierwsze zdanie. Myślałem o wydaniu Naszego opowiadania i trochę się naczytałem tych wszystkich  „zasad”. Stąd myśl o pierwszym zdaniu. Znów jednak uciekam w dygresję… Ciężko mi tak zaczynać list do Ciebie od spokojnego „cześć”. Z Tobą rzadko jest spokojnie. Co jest atutem. Z tego co piszesz, to nawet jak śpisz, głowa intensywnie pracuje, wyrabia kolejny akord. Bierze kolejne bezpłatne (niestety) nadgodziny. Tyle chcę napisać, tyle poruszyć tematów… Od czego zaczynać… Kanciastość tego listu będzie trudna do przełknięcia, ale… Tak, trudno.

Przyznam Ci, że dzisiejszy dzień był fatalny. Podobnie jak wczorajszy. Przedwczorajszy też nie należał do jakiś zajebistych. W ogóle: ostatnimi czasy mam spory spadek formy. Tej psychicznej. Z resztą fizyczna też, jest do dupy. Wszystko jest spieprzone…

Ciężko mi się poskładać. Jestem odklejony. Nieobecny. Wyobraź sobie, że wychodząc do sklepu ze słuchawkami w uszach, nagle uświadomiłem sobie, że nie słyszę muzyki. Jakoś nie specjalnie mnie to dziwi, skoro iPod został w mieszkaniu. Wróciłem się, zabrałem co potrzebuję i wyszedłem z mieszkania (pamiętałem o zamknięciu drzwi), ale… Tym razem zostawiłem torbę na zakupy przy szafie. A zorientowałem się dopiero w połowie drogi do sklepu. Cóż, dziś matka natura mnie znienawidzi,  nie tylko za oddychanie, ale też za foliówki których nabrałem. W sklepie okazało się, że nawilżanych chusteczek znów nie ma, także czekał mnie jeszcze dodatkowy spacer do tego drugiego, gdzie kupiłem Ci nasionka mimozy.

Odchodząc już od tamtego tematu. Powrót i „ta chwila”, zanim będę musiał wrócić do rzeczywistości. W głowie myśli różne: może posprzątam, zrobię sobie obiad, rozpakuję zakupy? Może odpocznę po ostatniej nocce? Nie, chuja tam. Ja po prostu zrobię sobie kawę, w kawiarce (ostatnio piję czarną) i usiądę do pisania. Ten moment, który wykradam z doby, w całości poświęcam Tobie, właśnie teraz. Mogę uciec myślami od teraźniejszości (chociaż Ci ją opisuję), gdzieś tam znaleźć przestrzeń na wyobrażenia: np. co teraz robisz..? Co będziesz robiła czytając wiadomość ode mnie. Lubię to nasze pisanie, pozwala mi się odkleić od otoczenia, tak inaczej. Tak… Jakoś dziwniej. Mogę przemyśleć coś. Wyprostować odrobinkę zwoje mózgowe. No i co jak co, ale nikt mi nie powie że nie piszę. Ha. Tyle słów nie zapisałem od czasów studiów, gdzie bezmyślnie musiałem przepisywać slajdy na wos-ie. Także same plusy… Same plusy Kropko. Twoje terapeutyczne działanie jest faktem.

Pisałaś ostatnio o chorobie dziecka. No, często coś zostajecie w domu… U mnie nie jest lepiej, jak mam być szczery. Ma to jednak swoje małe plusiki. Czasem w tygodniu i pościgu tygodniowym: praca- dom, praca- dom, trudno znaleźć czas dla siebie wzajemnie. Chce się odpocząć, albo po prostu trzeba ogarnąć norę. Choroba na swój sposób zmusza (co nie jest jakieś uciążliwe) do spędzania czasu wspólnie. Oczywiście mając nadzieję, że to jedynie drobne przeziębienie, a nie coś poważnego… Z drugiej, jednak strony zrywanie się ciągle z pracy i siedzenie na opiece, wpędzi mnie w problemy finansowe. Nie wspominając już, że mnie szefowa wypierdoli (z pracy), jak będę tak igrał z losem i jej dobrym serduszkiem (he he he). Pamiętasz jak Ci o niej pisałem?

Co chwila robię przerwę i sprawdzam co zapisałem. Czytam Twoją wiadomość i staram się odnieść do każdej części. Wtedy myśli mi znów uciekają do momentu, w którym piszesz swoje słowa skierowane do mnie… To dość dziwne, ale też przyjemne. Wiem, że wiele pomijam, ale nie specjalnie. Wybacz. Wciąż walczę z uciekającym czasem i chęcią oddania Ci chociaż niewielkiej cząstki moich myśli. Do tego dobija mnie po prostu zmęczenie… Przyznam, że czasem dziwnie się czuję, jak list idzie dłużej. Wątpię w to czy odpowiedziałaś. To zawieszenie w próżni… Sprawia mi ból. Z drugiej strony: wiem jaki masz rozkład dnia, kiedy wychodzisz do pracy, kiedy jedziesz komunikacją, kiedy masz przerwy… Wiem też kiedy siadasz do odpowiedzi na list. No i przede wszystkim: korespondencja wędrując między naszymi domami, jest w rękach innych ludzi. Panują nad nią siły zupełnie niezależne od nas. Zawsze jest to ryzyko, że myśl nie dotrze. To wymaga w sumie jakiegoś rodzaju… Zaufania? Czasem tylko, brakuje tej natychmiastowej informacji, że wiadomość  została dostarczona, że została odczytana. Że jesteś dostępna. Myślę wtedy, że przejście na maile byłoby nieco wygodniejsze. Ale w zamian utraciłbym jedyną cząstkę Ciebie świadczącą o tym, że istniejesz. Ten zapisany Twoją ręką papier. Ten (czasem) pachnący papier. Litery zapisywane w pewnej czasoprzestrzeni. Utraciłbym swój papierek lakmusowy. Zostając w sferze listów jesteśmy trochę „poza systemem”. Przyznam też, że to oczekiwanie na odpowiedź, bywa na swój sposób kojące. Wiem, że moje myśli pokonują ten tor rozumowania od bandy, do bandy. Mam w sobie sporo sprzecznych myśli i pewnie zaprzeczam sobie każdym nadchodzącym zdaniem… Wiesz, jestem ciągle w kontakcie z Tobą. Kontakcie myślowym. Zastanawiam się co robisz, co zrobiłaś. Jak Ci się poukładał dzień. Jakie masz plany na jutro. Myślę, że czas w naszym świecie, traci na znaczeniu. Moje jutro, w Twojej przestrzeni będzie dopiero za parę dni, jak już odczytasz list. Przynajmniej do momentu, w którym nie zerkniesz na datę na jego początku. Lubię to, z jakiegoś dziwnego powodu…

Nie uwierzysz, ale mam myszy na poddaszu. Ostatnio czytałem wieczorem i słyszałem jakby mi coś łaziło po suficie. Potem jak byłem zanieść choinkę i ozdoby świąteczne, to widziałem parę malutkich myszek. Nie ma co się dziwić- jasne. Szukają schronienia i ciepła. Bo jedzenia to z pewnością tam nie znajdą… Naszło mnie przemyślenie, że te małe gryzonie zwyczajnie pragną żyć. Podobnie działa człowiek. A ja muszę zabić te stworzonka, bo przenoszą choroby. Z resztą powód żeby zabić zawsze się znajdzie. Człowiek też bywa jak ta myszka. Szuka ciepła. Bardzo często też tego wewnętrznego. Czasem wpadamy w pułapki, tracimy życie. Tracimy też wiarę. Może cząstkę siebie. Tak, wtedy jesteśmy jak te małe myszki. Bezbronne. W śmiertelnym zagrożeniu. Wracając. Maluchy tam musiały zrobić dziury i wejść do domu. O widzisz, właśnie sobie przypomniałem, że zapomniałem kupić łapki. Brawo ja.

Byłem przedwczoraj w takim małym lokalnym klubie, na meczu. Usiedliśmy ze znajomymi przy samym barze (byliśmy w trójkę). Zamiast oglądać jak banda bogaczy biega za kawałkiem skóry wspominaliśmy (po paru głębszych) czasy szkoły średniej. Przyznam, że nie mam pojęcia dlaczego, akurat tamten okres tak bardzo zapada nam w pamięć. Zawsze wracamy do imprez, zajęć itd. Moje myśli momentalnie wróciły do Ciebie i Twojej ostatnio opisanej historii. Straciłem jakoś chęć na dalsze siedzenie i pieprzenie o przeszłości… Ale nie miej sobie tego za złe. Przeprosiłem Zygiego i Maćka, a potem wróciłem do domu nieco okrężną drogą, robiąc sobie spacer i wietrząc mózg. Chłopaki wspominali Izkę, którą konkretnie gnębili w licku i poczułem, że też jestem winny jej (pewnie) fatalnych wspomnień ze szkoły… W końcu byłem bierny wobec tej sytuacji. W ogóle dość długo pozostawałem w takiej pozycji (bierności na otoczenie i wydarzenia). Trudno się przełamać, jak przez tyle lat było się pod batem. Dziwnie mi z tym. W sumie nie dziwnie- jest mi z tym źle, po prostu. Po ludzku. Nie znoszę się z tamtego okresu. Czy wszyscy muszą przejść swego rodzaju odnowę? Przemianę? Ile razy jeszcze zauważę, że jestem innym człowiekiem? Zmiany są słodko- gorzkie. Dostrzegam pewną zmianę (z mojej perspektywy in plus), cieszę się. Z drugiej strony jeszcze bardziej nie znoszę gówniarza sprzed lat… To też bywa trudne. Bardzo. Serio cieszę się, że możemy do siebie czasem napisać, wymienić myśli i doświadczenia. Bez ocen. Bez nacisków. Móc zasięgnąć jakby języka i pogadać z kimś, z kim nie byłoby specjalnie szansy tak „głęboko?” się skontaktować. Ja to ze sobą się kiepsko dogaduję, a co dopiero z innym człowiekiem. Chociaż zakładanie masek, też nie idzie mi najgorzej. Tu jest zupełnie inaczej. Swobodniej. Spokojniej. Zmieniasz mi nieco sposób patrzenia na świat. Mogę bez przeszkód się skonfrontować. Poszerzyć nieco horyzont? Tak, chyba tak.

Dziś wracając ze sklepu wspominałem moją byłą. Znów. Nie da się od tego uciec- jasne. Jednak ciągle wywołuje u mnie świeżą niechęć. Dalej czuję się zraniony. Oczywiście to tylko jedna strona medalu… Część korespondencji nadal przychodzi na ten adres. Obiecała, że wszystko przepisze, ale… Widocznie, jest to cholernie skomplikowane. Strasznie mnie do irytuje- tak to ujmę, żeby nie napisać inaczej. Dobija mnie wspomnienie czasów, w którym byliśmy nieskazitelnie piękni. I pomyśleć, że ta lawina myśli powstaje za sprawą imienia na kopercie. Byliśmy piękni we wspólnym życiu. Decyzja o rozstaniu była bezdyskusyjna- oczywiście, ale co z tego, skoro zabrane rzeczy i podpisane dokumenty nie zabrały ze sobą uczucia? Dobra. Wybacz te smęty. Pozostanę z nimi jeszcze jakiś czas… Tak musi być. Kiedyś mi przejdzie, co?

Mój czas na kręcenie się w świecie wyobraźni i Wspólnych myśli, właśnie dobiega końca. Kawa jest już oczywiście zimna, zwykle taką też piję w pracy. Miejsce na kratce mi się kończy. Muszę wychodzić po dziecko do przedszkola. Tylko jeszcze rozpakuję te porzucone zakupy. No i dopiszę ostatnie zdania w liście do Ciebie. Kupiłem tyle kopert na listy, że wystarczy mi ich do końca mojego życia. Tak… Pewnie by wystarczyło z 10 sztuk, ale miałem o tym nie pisać. Zatem tutaj kończę.

Wszystko mam perfekcyjnie poukładane, cholera- jak zawsze (nie komentuj). Mam nadzieję, że u Ciebie lepiej. Że czas płynie Ci spokojniej. Że masz więcej wytchnienia. Jak potoczyły się tematy z Twoją wyspą kuchenną? Co z remontem na siłowni i jak smakowała czekolada ode mnie? Trzymaj się Kropeczko.

Zatem… Zgodnie ze złamaną zasadą (zatem): dzięki. Dobrze żyć, jeszcze z Twoimi słowami…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *